piątek, 16 listopada 2012

Piętnaście

Hejka :)
Wczoraj nie pisałam, bo... w sumie sama nie wiem czemu. Dzień nie był jakiś zły, po prostu chyba mi się nie chciało. Dlatego dzisiaj opiszę w skrócie co się wydarzyło, choć nie było tego zbyt wiele.

Niestety, wczoraj choć miało być pięknie wcale tak nie wyszło. Zjadłam śniadanie, jabłko, a gdy wróciłam do domu mama robiła tortille. Jako że je uwielbiam, zjadłam dwie. Oczywiście, mama ciągle mi powtarzała, że one wcale nie są kaloryczne, dlatego później doszły do niego dwa suche ciasta do tortilli (mocno przypieczone na patelni są naprawdę pyszne, niestety). Dzisiaj dowiedziałam się, że wcale tak mało kaloryczne nie są, bo przytyłam ponad pół kilo. Znów było 62 coś, ale jako że ważyłam się o 5:50 o zwykłej porze waga byłaby może nieco mniejsza. Mam nadzieję.
Co jeszcze? Po raz pierwszy od dłuższego czasu ćwiczyłam na wfie. Na pierwszym był kosz. Nawet się udzielałam, ale gdy miałam przebiec nawet krótki dystans zaczęło być mi niedobrze. Nie wiem czemu. Po chwili mijało, jednak gdy tylko znów ruszyłam, zachciało mi się się wymiotować. Dlatego chcąc nie chcąc, nie brałam udziału w meczu i po tradycyjnych ćwiczeniach, usiadłam na ławce (nie żebym jakoś szczególnie z tego powodu płakała, no ale wtedy naprawdę planowałam ćwiczyć całe dwie godziny!).
Na drugim wfie robiliśmy coś a'la skok przez tyczkę, czy jak to się tam nazywa. Trzeba było się rozbiec i przeskoczyć nad gumą (która miała zastępować tyczkę). Mimo początkowego przerażenia, okazało się to być całkiem przyjemne, zwłaszcza spadanie w miękkie materace. Choć wciąż było mi źle, gdy biegłam ten kawałek.
Tyle na temat wczorajszego dnia. W sumie nic ciekawego ;)

Dzisiaj doszłam do wniosku, że coś jest ze mną nie tak. W środku nocy wstałam i zaczęłam przygotowywać się do wyjścia do szkoły! Gdyby nie fakt, że zawsze najpierw chodzę przywitać się z mamą, może nawet poszłabym na przystanek! Dopiero mama uświadomiła mnie, gdy byłam w łazience, że przecież jest druga w nocy...
Już drugi raz mi się coś takiego zdarzyło. Za pierwszym razem byłam jeszcze w podstawówce. Wtedy nawet  wmawiałam tacie, że na zegarze jest 7.00, a nie pierwsza, czy coś w tym stylu!


Uznałam też, że jednak muszę tutaj pisać jak najczęściej. Przez to, że wczoraj nie napisałam, zabrakło mi dzisiaj sił. Zaczęło się na bułce z nutellą w szkole, a skończyło się na... Nawet wolę nie mówić. W każdym razie było źle. To Wy dajecie mi siłę, więc muszę tutaj zaglądać jak najczęściej!

I chyba zmienię swój cel. Uznałam, że chcę chudnąć 2 kilogramy na miesiąc. To chyba bardziej realne i w miarę zdrowe. Bo tych 57 kg do grudnia raczej nie osiągnę.
Moja motywacja - wakacje. Rodzice ciągle o nich mówią, bo chcą już jakieś wybrać. A jak będę wyglądała taka tłusta na plaży? No właśnie! Trzeba zebrać się do kupy i wziąć ostro do pracy!

O prawie zapomniałam - jutro nie idę na imprezę. Nie wypaliła, bo większość osób nie mogła przyjść. Więc tylko maraton zumby i do domu!
XOXO




POKAŻĘ SIĘ W BIKINI BEZ WSTYDU!!!

5 komentarzy:

  1. Dobrze że planowałaś ćwiczyć całe 2 godziny, miałaś dobre chęci, rozumiemy;)
    Trzymaj się z dietą i nie poddawaj a na plaży będziesz wyglądała najlepiej ze wszystkich;)
    Całuję:**

    OdpowiedzUsuń
  2. 2kg na miesiąc to bardzo rozsądny cel:) Mówią, że najzdrowiej jest chudnąć 0,5kg na tydzień, więc idealnie. Bo te limity czasowe tylko stresują, lepiej po prostu jeść zdrowo i chudnąć po trochu, za to na stałe. Szkoda, że impreza nie wypaliła, ale za to spalisz dużo kalorii na tańcach:) Baw się tam dobrze! A WF to jakiś koszmar. To dość dziwne, bo w domu jakoś wszystkie lubimy ćwiczyć, ale szkolne zajęcia to co innego, ech. Co do tego zerwania w nocy - też mi się to zdarzyło! Myślę, że to wina stresu. Może pij jakieś rozluźniające ziółka przed snem?
    Ściskam mocno:* Powodzenia jutro!

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie dobrze, podnosimy się i walczymy. :)
    2 kg na miesiąc, to mądre chudnięcie bez efektu jojo.
    Też nie znoszę w-f u w szkole, same szczupłe dziewczyny a ja taka spasiona mam się przebierać.
    Ale dzięki dyskopatii jestem zwolniona z w-fu na cały rok.
    3-maj się ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. a dlaczego nie ćwiczyłaś wcześniej na wf? a te Twoje nocne wyprawy ciekawe są hehe ;d ustal sobie plan działania, jakies granice tylko nie za dużo np nie jedzenie konkretnego posiłku, powoli dodawaj coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
  5. widzę że lunatyczka. nie martw się, nie jesteś sama. ja często rozmawiam w nocy ze ścianą, albo układam ciuchy w szafkach (szkoda że w tych na talerze, albo na buty).
    ja też nie lubię ćwiczyć na wfie, ale muszę bo obniżają mi ocenę.
    musisz być z nami, trzymać się! razem sobie poradzimy. a Twoje 2kg jako cel jest bardzo mądre. Powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń