czwartek, 8 listopada 2012

Osiem

Hello!

Dzisiaj było źle. Chyba. Zacznę od bilansu, bo on mnie trochę dobija:
śniadanie: ciemna bułka z sałatą, szynką, rzodkiewką, serem light i Bóg wie czym jeszcze 
obiad: 1,5 parówki w cieście francuskim, warzywa na patelnię, trochę sałaty
dodatkowo: trochę brokułów z migdałami i mozzarellą, 2 małe ciasteczka, szklanka soku
 Kalorii nie ma sensu liczyć, bo za dużo tego ;/ Czuję się pełna i chce mi się wymiotować. Powiedzcie mi, że nie było fatalnie... Że to wszystko wina tego, że wypiłam strasznie dużo wody i herbat... 

Boję się niedzielnego ważenia. Nie czuję żebym chudła. A już na pewno nie do 59 kg. Nawet nie do 60. Agh! Chcę już wiedzieć ile ważę! Strasznie mnie kusi żeby to sprawdzić, ale nie dam się. Miało być w niedzielę. Wytrzymam jeszcze te trzy dni!

Pociesza mnie fakt, że dzisiaj ćwiczyłam. Tradycyjnie "Skalpel".

Ale w sumie chyba mogło być gorzej. Czuję, że zjadłam za dużo, ale gdy patrzę na to trzeźwo, to w końcu mogłam zjeść więcej, prawda? ;) Właściwie to nawet trochę jestem z siebie dumna. Kiedyś gdy zaczynałam jeść, nie potrafiłam skończyć. A tu proszę - znów nie zjadłam całego obiadu (zostawiłam pół parówki i ziemniaki). No i przecież skończyłam po 2 ciasteczku, choć przede mną stał pełen woreczek! Dobra jest pozytywnie-depresyjnie zależy na co patrzę! Trzymamy się więc opcji pozytywnej! Depresję przeganiamy! Nie ma się czym załamywać!

O JESZCZE JEDEN PLUS: Nie zwymiotowałam przecież, chociaż mnie kusiło i wciąż kusi. Zawsze jakiś sukces, z którego trzeba się cieszyć. Zwłaszcza, że jakoś specjalnie o bulimii nie marzę ;D

Jeśli chodzi o moją motywację, to wciąż jest silna. Gdy patrzyłam dziś na dziewczyny na wfie, myślałam o tym jak będę wyglądać w przyszłości. Że będę szczuplutka i nie będę się wstydzić swojego ciała. Że będzie pięknie.

Muszę jednak wziąć się w garść. Koniec z podjadaniem słodkości. Może kupię sobie herbatniki? Chyba też nie są specjalnie kaloryczne. Zobaczę jeszcze tabelkę.

Jutro planuję upiec ciasto 3bit. Wiem, sama siebie wkopuję, ale chcę sprawdzić jak smakuje i brat mnie męczy. Zjem kawałek i na tym się skończy. Mam nadzieję.

A na niedzielę ambitnie - chyba się skuszę na dietę jabłkowo-ryżową. Wygląda zachęcająco, a mama będzie w pracy. Gorzej będzie z ukryciem obiadu, bo w niedzielę zawsze jest mięso, ziemianki, surówka... Coś wymyślę. Najwyżej wyrzucę, co mnie nie cieszy. Ale raz chyba mogę, prawda? 
Będzie dobrze. Mam wagę (lans ^^), więc odmierzę sobie dokładnie porcje. I będzie super, bo nawet jeśli nie schudłam teraz, to przynajmniej wtedy coś zrzucę. Nawet jeśli to będzie tylko woda. Od czegoś trzeba zacząć!

Dobra, wraca do mnie pozytywna energia. Wiem, że już się rozpisałam, jak zwykle, ale muszę Wam jej trochę przekazać!

Minął tydzień, a ja wciąż mam zapał do diety. Nie chcę tego rzucać i o dziwo nie zawalam tak bardzo jak bym mogła! I wiecie co? Będzie jeszcze lepiej! Gdy tylko pokonam mój głód słodyczowy, wszystko będzie super pięknie! W końcu to tylko kwestia psychiki. Możemy wiele, tylko trzeba spróbować. Po raz kolejny powtarzam - nie ma rzeczy niemożliwych! Musimy chcieć i się nie poddawać. Najgorsze są początki. Ale i je można przeżyć. Nawet jeśli popełnia się błąd, nie można się poddać. W końcu on niczego nie przekreśla! Uczymy się na błędach!

Nie przeciągam już więcej. Idę się uczyć angielskiego. Chyba dopiero jutro skomentuję Wasze notki, ale już wszystkie przeczytałam. Po prostu nad komentarzami muszę pomyśleć.
Całuski :**********

O właśnie sobie przypomniałam co zepsuło mój humor! Pani z polskiego przyłapała mnie na pisaniu smsa na lekcji i zapytała. Dostałam 3+, bo pytała z tematów, które były miesiąc temu. Gdyby skupiła się na aktualnych, byłaby 4. Ale chyba i tak mnie lubi, więc zapominam o tym i jest dobrze ;) 
XOXO






KAŻDY MA MARZENIA, LECZ NIE KAŻDY JE SPEŁNIA.
MY NIE BĘDZIEMY TAKIE.
SPRAWIMY, ŻE SNY PRZESTANĄ BYĆ SNAMI. 
BĘDĄ RZECZYWISTOŚCIĄ. 
BĘDZIEMY CHUDE!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz