piątek, 30 listopada 2012

Dwadzieścia

Hejka
Dziś znów brak dobrych wiadomości dietowych. Ale ogarniam się. Powoli. Jutro wielkie sprzątanie pokoju. Gdy mam czysty pokój, czuję się lepiej. Jakby moje życie było uporządkowane, jakbym naprawdę mogła osiągnąć swój cel. Tylko że porządek utrzymuje się maksymalnie jeden dzień ;/

Zrobiłam plan na 8 dni. Więcej mi się nie chciało. Tutaj do ściągnięcia, bo nie wiem jak inaczej wstawić ;)
A takie coś planuję przedstawić mamie. Mam nadzieję, że to zaakceptuje. Wiem, straszne kłamstwo i w ogóle, ale na taki plan opracowany przeze mnie by się nie zgodziła. A jeśli jest to stworzone przez "profesjonalistów" to są jakieś szanse...

No i tyle moich dzisiejszych ogłoszeń. Do przeczytania
XOXO

czwartek, 29 listopada 2012

Dziewiętnaście

Dzień doberek!
Mam świetny humor, chociaż z dietą poległam w stu procentach. Ale to nie ważne i o tym nie będę pisać. Tworzę sobie swój plan diety, który mam nadzieję moja mama zaakceptuje. Mam już pięć dni, gdy skończę pokażę Wam go. I wtedy już waga zacznie pięknie spadać.

Dzień ogólnie zaczął się do dupy. Byłam od rana strasznie zła, niezadowolona z siebie itd. Ale poszłam do tej szkoły... I tam dowiedziałam się, że na 2 lekcji jest kartkówka z angielskiego. Myślałam, że ma być dopiero jutro i nic nie umiałam, a jako że zależy mi na dobrych ocenach z tego przedmiotu... Cóż, uciekłam. Napisałam smsa do przyjaciółki, czy zechce dotrzymać mi towarzystwa. Kilka godzin, które zmarnowałabym siedząc w ławce z beznadziejnym humorem, zamieniły się w świetnie spędzony czas. Gdybym mogła tak częściej, zamiast tej cholernej szkoły ;/ No, ale trudno. Przynajmniej dzisiaj się dobrze bawiłam, a kiedyś mamy znów to powtórzyć!

Tyle na dzisiaj. Trzymajcie się. Całuski!
XOXO

środa, 28 listopada 2012

Osiemnaście

Hej.
Miałam napisać wczoraj, ale nie miałam czasu. Wybaczycie? :)
Z dietą mi się nie udało, dzisiaj - tak średnio. Nie byłam w szkole tylko na jakichś warsztatach europejskich i gdy się skończyły, z koleżankami poszłam do Starbucksa. Przed zamówieniem czegoś powstrzymał mnie chyba tylko fakt, że nie lubię kawy i moje skąpstwo. Choć była też pitna czekolada z myślą o Was niczego nie zjadłam.

Poza tym bilans dzisiaj:
- jabłko
- karczek+ziemniaki (obiad, który niestety musiałam zjeść cały)
- kilka wafli ryżowych
- danio light
Nie wiem ile kalorii, bo nie wiem ile miał ich obiad. Mam nadzieję, że jednak nie było najgorzej.
Nie umiem się zmotywować do ćwiczeń. Codziennie mówię sobie od jutra ;/ Ale na pewno zacznę! Obiecuję Wam.

Rozważam dietę 3D chili lub 36s. Słyszałyście może o nich? Rozmawiałam wstępnie z mama, ale jej się nie chce gotować obiadów specjalnie dla mnie. Powiedziała, że mogę sobie sama je gotować, tylko nie jestem pewna, czy to na poważnie było. Jeszcze pomyślę, bo ma trwać ona 4 tygodnie, a do świąt zostały 3. A jednak w czasie Gwiazdki chcę jeść w miarę normalnie.
Poczytajcie o tych dietach i powiedzcie mi co sądzicie. Proooszę :)
XOXO

poniedziałek, 26 listopada 2012

Siedemnaście

Hej Kochane.
Zawaliłam. Przepraszam. Przestałam tutaj pisać, bo... było mi wstyd. Na początku obiecałam sobie, że nie będzie tutaj negatywnych wpisów, że wszystko mi się uda, będzie pięknie i cudownie. Że nie dam się wciągnąć w depresję, że będę szczęśliwa. Ale nie udało mi się. Zawaliłam. Zawaliłam i to tak cholernie...

Nie będę mówić, co takiego robiłam w ciągu ostatnich kilku dni. Na pewno jadłam. I to dużo. Strasznie dużo. Dziś waga wskazała 63.6 kg. Załamka.

Czuję się fatalnie. Nie tylko z powodu wagi, bo na nią zasłużyłam sobie sama. Chodzi o to, że nie potrafię funkcjonować wśród ludzi. Nie ma osoby, która by mnie czymś nie denerwowała. W mojej głowie ciągle pojawia się na zmianę kurwa, fuck, nienawidzę.
Na początku dobrze dogadywałam się z dziewczynami z klasy. Uznałam nawet, że z jedną mogłabym się zaprzyjaźnić. A teraz właśnie ta dziewczyna wzbudza we mnie najwięcej negatywnych emocji, choć w sumie nie zmieniła swojego zachowania.
Nie potrafię wyrazić swoich myśli. Nie potrafię opowiedzieć tego wszystkiego tak byście pojęły.
Nie mam pojęcia po co o tym piszę.

Od kilku dni rozważam czy iść do pedagoga szkolnego. Ale czy to coś da? To jakaś starsza pani, którą widziałam raz w życiu na zajęciach integracyjnych. Jak miałaby mi pomóc, skoro ja mam problem ze wszystkim?
Zresztą, nieważne. I tak do niej nie pójdę. I tak niczego bym nie powiedziała. Jakoś dam sobie radę sama. Z Wami.
W końcu ze mną wszystko OK, prawda?


Od jutra do Was wracam. Zacznę pisać regularnie, wprowadzę od nowa dietę, będę ćwiczyć. Jutro też posprawdzam Wasze blogi, bo mam tam sporo zaległości, ale niestety dzisiaj już nie mam czasu - sprawdzian z biologii.
Przepraszam jeszcze raz. Całuję :***
XOXO

"Człowiek upada, powstaje, zadaje se pytanie kim jest do cholera, kim jest, kim się stanie?"

sobota, 17 listopada 2012

Szesnaście

Hejka!
Dzisiaj krótko, bo jest już późno i jestem zmęczona :)

Najpierw bilans:
śniadanie: Danio light
obiad: talerz rosołu z makaronem
podwieczorek: pół małego jabłka
Ostatni posiłek zjadłam około 14:40. Kalorii nie liczę, bo nie wiem ile tego rosołu i zupy było, ale moim zdaniem dużo nie wyszło :D

Byłam dzisiaj na tej zumbie. Trzy godziny trwało. W sumie myślałam, że będę po tym bardziej padnięta i spocona, ale chyba dzięki temu, że było tam dosyć chłodno tak się nie stało.

Na koniec jeszcze muszę się pochwalić: choć gdy rano się obudziłam w kuchni było jeszcze trochę mini-babeczek nie zjadłam ani jednej! A gdy wracałam z koleżankami z zumby, te uparły się żeby iść do McDonalda. Byłam już trochę głodna, ale nic sobie nie zamówiłam.

A i jeszcze jeśli chodzi o mój wf - nie ćwiczyłam po raz pierwszy w tym roku szkolnym, ale od dłuższego czasu albo zapominałam stroju/miałam zwolnienie/itp, albo się obijałam, więc jak na mnie duży sukces :D

I nie jestem lunatyczką - takie coś jak wczoraj zdarzyło mi się tylko 2 razy + pamiętam co robiłam ;)

Jutro skomentuję Wasze notki, bo już wszystkie przeczytałam :*
XOXO

piątek, 16 listopada 2012

Piętnaście

Hejka :)
Wczoraj nie pisałam, bo... w sumie sama nie wiem czemu. Dzień nie był jakiś zły, po prostu chyba mi się nie chciało. Dlatego dzisiaj opiszę w skrócie co się wydarzyło, choć nie było tego zbyt wiele.

Niestety, wczoraj choć miało być pięknie wcale tak nie wyszło. Zjadłam śniadanie, jabłko, a gdy wróciłam do domu mama robiła tortille. Jako że je uwielbiam, zjadłam dwie. Oczywiście, mama ciągle mi powtarzała, że one wcale nie są kaloryczne, dlatego później doszły do niego dwa suche ciasta do tortilli (mocno przypieczone na patelni są naprawdę pyszne, niestety). Dzisiaj dowiedziałam się, że wcale tak mało kaloryczne nie są, bo przytyłam ponad pół kilo. Znów było 62 coś, ale jako że ważyłam się o 5:50 o zwykłej porze waga byłaby może nieco mniejsza. Mam nadzieję.
Co jeszcze? Po raz pierwszy od dłuższego czasu ćwiczyłam na wfie. Na pierwszym był kosz. Nawet się udzielałam, ale gdy miałam przebiec nawet krótki dystans zaczęło być mi niedobrze. Nie wiem czemu. Po chwili mijało, jednak gdy tylko znów ruszyłam, zachciało mi się się wymiotować. Dlatego chcąc nie chcąc, nie brałam udziału w meczu i po tradycyjnych ćwiczeniach, usiadłam na ławce (nie żebym jakoś szczególnie z tego powodu płakała, no ale wtedy naprawdę planowałam ćwiczyć całe dwie godziny!).
Na drugim wfie robiliśmy coś a'la skok przez tyczkę, czy jak to się tam nazywa. Trzeba było się rozbiec i przeskoczyć nad gumą (która miała zastępować tyczkę). Mimo początkowego przerażenia, okazało się to być całkiem przyjemne, zwłaszcza spadanie w miękkie materace. Choć wciąż było mi źle, gdy biegłam ten kawałek.
Tyle na temat wczorajszego dnia. W sumie nic ciekawego ;)

Dzisiaj doszłam do wniosku, że coś jest ze mną nie tak. W środku nocy wstałam i zaczęłam przygotowywać się do wyjścia do szkoły! Gdyby nie fakt, że zawsze najpierw chodzę przywitać się z mamą, może nawet poszłabym na przystanek! Dopiero mama uświadomiła mnie, gdy byłam w łazience, że przecież jest druga w nocy...
Już drugi raz mi się coś takiego zdarzyło. Za pierwszym razem byłam jeszcze w podstawówce. Wtedy nawet  wmawiałam tacie, że na zegarze jest 7.00, a nie pierwsza, czy coś w tym stylu!


Uznałam też, że jednak muszę tutaj pisać jak najczęściej. Przez to, że wczoraj nie napisałam, zabrakło mi dzisiaj sił. Zaczęło się na bułce z nutellą w szkole, a skończyło się na... Nawet wolę nie mówić. W każdym razie było źle. To Wy dajecie mi siłę, więc muszę tutaj zaglądać jak najczęściej!

I chyba zmienię swój cel. Uznałam, że chcę chudnąć 2 kilogramy na miesiąc. To chyba bardziej realne i w miarę zdrowe. Bo tych 57 kg do grudnia raczej nie osiągnę.
Moja motywacja - wakacje. Rodzice ciągle o nich mówią, bo chcą już jakieś wybrać. A jak będę wyglądała taka tłusta na plaży? No właśnie! Trzeba zebrać się do kupy i wziąć ostro do pracy!

O prawie zapomniałam - jutro nie idę na imprezę. Nie wypaliła, bo większość osób nie mogła przyjść. Więc tylko maraton zumby i do domu!
XOXO




POKAŻĘ SIĘ W BIKINI BEZ WSTYDU!!!

środa, 14 listopada 2012

Czternaście

Hejka!
Dzień chyba pozytywny. Nie byłam w szkole i zajęłam się szkicowaniem, a później zrobiłam zadanie, pooglądałam seriale... Nic ciekawego ;) Tacie powiedziałam, że zaspałam i nie warto mi było już iść do szkoły. Trochę się zdenerwował, ale co tam. Bardziej się obawiam reakcji mamy, która dopiero ma wrócić z pracy...

Bilans:

Śniadanie: ciemna bułka (160), plaster seru topionego light (44), trochę papryki (20), 2 plstry szynki (36)
kalorie: 260 godzina: 09:30

Drugie śniadanie: grejprfut (100)
kalorie: 100 godzina: 12:30

Obiad: bigos (200)
kalorie: 200 godzina: 14:30

Kolacja: Danio waniliowe light (134), 2 kruche paluszki z cukerm (50), pół łyżeczki nutelli (40)
kalorie: 224 godzina: 16:00

Łącznie: 784 kcal

Nie jestem do końca zadowolona. Przy "kolacji" się złamałam i do Dania dołączyły te ciasteczka (wie ktoś jak się one nazywają? tutaj zdjęcie). No ale trudno. I tak mogło być gorzej, na przykład porównując do wczoraj.

Wczoraj zjadłam cholernie dużo, zwymiotowałam, ale o tym już wiecie. Zapomniałam Wam tylko powiedzieć, że wieczorem wypiłam Xennę - 1 kubek z 2 saszetek + 1 kubek z 1 saszetki (ukradłam babci). Zadziałało choć dopiero w nocy i dzisiaj rano. Całe szczęście, że byłam w domu i nie chodzi tu tylko o oczywisty efekt, który jednak mógł być lepszy, ale o ból. Strasznie bolał mnie brzuch, więc już więcej nie będę tego stosować. Chyba.

Co więcej? Miałam dzisiaj ćwiczyć, ale było mi tak zimno, że nie mogłam się zmotywować. Jutro będę.

Zrobiłam sobie w Excelu tabelkę, do której wpisuję każdy posiłek i liczbę kalorii. Liczy mi w nim ile było ich łącznie i o ile za dużo zjadłam (planuję trzymać się 650, choć już dzisiaj zawaliłam). Mam nadzieję, że będę z niej korzystała i wkrótce będzie mniej niż te 650 ;)

Mam problem z sobotą. O 16.00 idę na maraton zumby z moją przyjaciółką (3h), a inna koleżanka zaprosiła mnie do siebie na taką małą imprezkę dla dziewczyn. Chciałabym iść, ale:
- nie wiem czy się rodzice zgodzą bym tam nocowała
- późno będę w domu (około 20)
- będzie pewnie sporo jedzenia + może alkohol
- ostatnio źle się czuję w towarzystwie ludzi
I w sumie nie wiem czy iść. Z jednej strony może być fajnie, może moje więzi z koleżankami z nowej szkoły staną się silniejsze, ale z drugiej... Chyba mnie rozumiecie...

No ale do soboty jeszcze jest czas. Nie ma co się martwić na zapas ;)

Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze
XOXO


BĘDĘ MIEĆ TAKI BRZUSZEK!!!

wtorek, 13 listopada 2012

Trzynaście

Hello Everyone!
Mam super humor! W końcu!
Choć dzień może nie był jakoś specjalnie udany pod względem diety, to i tak jest świetnie. Bilansu, ani wagi nie piszę, bo na razie i tak to nie ma znaczenia. Zbyt dużo. Jutro zabieram się porządnie za siebie!

Co takiego mnie uszczęśliwiło? 
1. Napisała do mnie kobieta z FRANCJI, która chce kupić mój szkic! Boże, nie macie pojęcia jakiego to powera daje. Nawet jeśli nie dostanę zbyt dużo, to ktoś we Francji będzie miał MÓJ szkic! Z moim podpisem! AAAA!!!
2. W końcu odezwała się do mnie... hmm... powiedzmy, że stara internetowa znajoma. Nie będę tłumaczyć naszych relacji, bo to nieistotne. Ważne, że cholernie mnie to cieszy.
3. Jutro na 99% nie pójdę do szkoły, co zawsze jest pozytywne, prawda?

Wiem, że wiele z Was twierdzi, że nie powinno się ważyć codziennie, ale jednak wolę taką metodę. Przynajmniej kontroluję na bieżąco wagę i wiem kiedy zawalam, "tyję". Pewnie nie raz mnie to przygnębi, ale równie dobrze może mnie przygnębić waga po tygodniu starań.

I dziękuję Wam bardzo, bardzo, bardzo za wsparcie okazane pod poprzednimi notkami. Jesteście niesamowite. Gdyby nie Wy poddałabym się. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. 
Naprawdę wiele to dla mnie znaczy.

W sumie chyba tyle. Przepraszam Was za dwa dni załamania psychicznego. Chyba każdego to czasami spotyka. Teraz jednak mam mnóstwo energii, motywacji. Będzie dobrze! Musi być! Osiągnę ten cholerny cel, choćby nie wiem co! Nieważne ile załamań przeżyję, zawsze się podniosę!!!







TEŻ BĘDZIEMY SIĘ JARAĆ, ŻE JESTEŚMY TAKIE CHUDE!!! ;)

poniedziałek, 12 listopada 2012

Dwanaście

Hej.
61,3-61,1 kg (ważyłam się po umyciu itp. i było o 200 gram mniej; ale w sumie to mała różnica)
Nie mam czasu dzisiaj pisać. Opowiem Wam jutro, skomentuję Wasze blogi.
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Jesteście wspaniałe :*
Bilnas dzisiaj był dobry póki nie wróciłam do domu. Później... Skończyło się klęczeniem nad muszlą ;/
Ale nieważne.
Jutro już będzie dobrze.
XOXO
Obiecuję.

niedziela, 11 listopada 2012

Jedenaście

Beznadziejnie.
61,8 kilograma.
Jak to możliwe? Kiedy aż tak bardzo zawaliłam? To wszytko przez wczoraj? Jak mogłam schudnąć tylko 700 gram w ciągu tygodnia? 
Od dzisiaj ważę się codziennie. Muszę wiedzieć kiedy pieprzę, co spieprzyłam.
Dół.

Dzisiaj:
100 gram gotowanego białego ryżu + 400 gram jabłek duszonych z cynamonem
Około 550 kalorii.
Dużo.

Nie mam dzisiaj dla Was pozytywnych myśli.
Przepraszam.
Zawiodłam.
A miało być 59...
XOXO

UDA SIĘ?

sobota, 10 listopada 2012

Dziesięć

Dzień dobry :*
Dzisiaj bilans duży, choć zjadłam w sumie niewiele. Wszystko przez to, że były to bardzo kaloryczne rzeczy :(
Oto on:
ciasto 3bit (nie wiem dokładnie ile, trochę ponad 1 kawałek)
zapiekanka serowa z szynką i innymi "śmieciami"
gorąca czekolada z bitą śmietaną
Wszystko dało około 1000 kalorii, jeśli nie więcej ;/ A jutro mam się ważyć! Strasznie się boję, choć przynajmniej ćwiczyłam, jak zwykle Skalpel, i trochę chodziłam z koleżankami, więc... może nie będzie tak źle, prawda? Oczywiście, że nie będzie. Będzie dobrze! Musi być!

W sumie dzień zaliczam do udanych mimo kalorii, które spożyłam. Boże, a ja chciałam jeszcze zamówić coś w KFC! Wtedy byłoby o wiele, wiele więcej! Na szczęście, powstrzymałam się i nie było tak fatalnie.
Wiem, że miałam nie zamawiać nic aż tak kalorycznego jak czekolada, ale niestety była strasznie długa kolejka, więc nie mogłam zamówić jogurtu, który z początku planowałam. A moje koleżanki zamawiały w McCafe i nie mogłam nic nie kupić. Teraz trochę żałuję, ale nie chce mi się na szczęście wymiotować, może dlatego, że w sumie jedyną konkretną rzeczą jaką dzisiaj jadłam była zapiekanka. Niestety mama mi ją nałożyła i była w kuchni, gdy jadłam, więc ilość była całkiem spora ;/
Pociesza mnie fakt, że jadłam wszystko przed  16, jedynie teraz o 18.50 zjadłam łyżeczkę ciasta, bo stało w kuchni i nie mogłam się powstrzymać. Ale jutro będzie lepiej.

Planuję na jutro dzień ryżowo-jabłkowy. Rano sobie przygotuję, a obiad niestety będę musiała wyrzucić. Ale raz nic się nie stanie. Najgorsze, że mam jeszcze pół blachy ciasta, jednak będę cały dzień rysować (taki przynajmniej jest plan) i nie zamierzam zaglądać do kuchni.

Co więcej? Chyba nic... Jest dobrze i to mnie cieszy. Jutro się ważę! BOJĘ SIĘ! No ale przecież nie może być źle. Nie może i już! Będzie 59 kilogramów!!!
XOXO

PS: Jeśli którejś z Was nie mam w linkach niech poda adres bloga w komentarzu :) 





TO CZY MARZENIA SIĘ SPEŁNIĄ ZALEŻY TYLKO OD NAS!
JA SPEŁNIĘ SWOJE MARZENIA!!!

piątek, 9 listopada 2012

Dziewięć

Guten Tag,
Skomentowałam to co miałam skomentować, obejrzałam Pamiętniki Wampirów i zabieram się za pisanie notki :)

Na początek - wiem, że miałam odpisywać w notkach, ale uznałam, że wtedy byłyby one jeszcze dłuższe, a już i tak wystarczająco Was zanudzam. Jeśli będzie coś ważniejszego napiszę u Was pod najnowszymi notkami.
Wiecie co by było fajne? Coś jak facebook dla motylków. Łatwiej byłoby się wymieniać myślami, rozmawiać na szerszym forum.

Tyle ogłoszeń, a teraz bilansik:
śniadanie: duże jabłko - 70 kcal
obiad: 2-3 chochle żuru + trochę ziemniaków - 300 kcal
dodatkowo: 2-3 herbatniki, trochę budyniu, kremu budyniowego oraz kremu toffi, 2 kostki czekolady, 2 łyżeczki Nutelli, 1 małe ciasteczko - 350 kcal
łącznie: 720-750 kcal
Teraz sobie uświadomiłam ile tego jest! Wiecie, że łyżeczka Nutella ma 80 kalorii! Nigdy więcej! Myślałam, że około 40, a tu taki szok! 

Mam dobre wiadomości (dla mnie dobre ;):
- mama zrobiła mi do szkoły kanapki z Nutellą (białe pieczywo, 2 kromki); miałam ogromną ochotę na chociażby połówkę, ale powstrzymałam się i dałam koleżankom; teraz sobie uświadomiłam jak dobrze, że to zrobiłam! ;D
- powstrzymałam się od zjedzenia białej bułki na kolację, choć gdy weszłam do kuchni strasznie pachniało, bo taka przywiózł świeże z piekarni; ale zrobiłam herbatkę i szybko uciekłam do pokoju

Niestety, dzisiaj nie ćwiczyłam, ale jutro to nadrobię.

Zrobiłam dzisiaj ciasto 3bit (stąd takie dziwne produkty i ich ilości w bilansie). Ciekawe jak mi wyszło. Na razie jest w lodówce i jutro dopiero spróbuję. Malutki kawałek, żeby dowiedzieć się jaki ma smak i dziękuję :D Mam nadzieję, że innym będzie smakować i szybko zjedzą, a ja dam radę się powstrzymać... Co ja mówię? No pewnie, że mi się uda!

Na jutro planuję spotkanie z koleżankami. Chcą iść do McDonalda. Pójdę, ale nic nie zjem. Powiem, że się źle czuję ;)

Wczoraj chyba rzeczywiście zbyt dużo zjadłam, bo gdy rano wstałam czułam się fatalnie. Przez godzinę chciało mi się wymiotować, gdy stałam na przystanku prawie wróciłam przez to do domu. Trochę żałuję, że tego z siebie nie wyrzuciłam wczoraj, ale nie chcę być bulimiczką. Bez tego osiągnę swój cel!

Za każdym razem gdy przechodzę obok lustra, patrzę na swój brzuch. Może sobie to tylko wyobrażam, ale wydaje mi się, że odrobinkę zmalał. Cóż, nawet jeśli to tylko złudzenie, to mi odpowiada! Daje mi siłę, pozytywnie nakręca. Będzie dobrze!!!




POZYTYWNIE!
MAMY WEEKEND!
WIĘCEJ DZIAŁAMY!
WIĘCEJ ĆWICZYMY!
WIĘCEJ CHUDNIEMY!

czwartek, 8 listopada 2012

Osiem

Hello!

Dzisiaj było źle. Chyba. Zacznę od bilansu, bo on mnie trochę dobija:
śniadanie: ciemna bułka z sałatą, szynką, rzodkiewką, serem light i Bóg wie czym jeszcze 
obiad: 1,5 parówki w cieście francuskim, warzywa na patelnię, trochę sałaty
dodatkowo: trochę brokułów z migdałami i mozzarellą, 2 małe ciasteczka, szklanka soku
 Kalorii nie ma sensu liczyć, bo za dużo tego ;/ Czuję się pełna i chce mi się wymiotować. Powiedzcie mi, że nie było fatalnie... Że to wszystko wina tego, że wypiłam strasznie dużo wody i herbat... 

Boję się niedzielnego ważenia. Nie czuję żebym chudła. A już na pewno nie do 59 kg. Nawet nie do 60. Agh! Chcę już wiedzieć ile ważę! Strasznie mnie kusi żeby to sprawdzić, ale nie dam się. Miało być w niedzielę. Wytrzymam jeszcze te trzy dni!

Pociesza mnie fakt, że dzisiaj ćwiczyłam. Tradycyjnie "Skalpel".

Ale w sumie chyba mogło być gorzej. Czuję, że zjadłam za dużo, ale gdy patrzę na to trzeźwo, to w końcu mogłam zjeść więcej, prawda? ;) Właściwie to nawet trochę jestem z siebie dumna. Kiedyś gdy zaczynałam jeść, nie potrafiłam skończyć. A tu proszę - znów nie zjadłam całego obiadu (zostawiłam pół parówki i ziemniaki). No i przecież skończyłam po 2 ciasteczku, choć przede mną stał pełen woreczek! Dobra jest pozytywnie-depresyjnie zależy na co patrzę! Trzymamy się więc opcji pozytywnej! Depresję przeganiamy! Nie ma się czym załamywać!

O JESZCZE JEDEN PLUS: Nie zwymiotowałam przecież, chociaż mnie kusiło i wciąż kusi. Zawsze jakiś sukces, z którego trzeba się cieszyć. Zwłaszcza, że jakoś specjalnie o bulimii nie marzę ;D

Jeśli chodzi o moją motywację, to wciąż jest silna. Gdy patrzyłam dziś na dziewczyny na wfie, myślałam o tym jak będę wyglądać w przyszłości. Że będę szczuplutka i nie będę się wstydzić swojego ciała. Że będzie pięknie.

Muszę jednak wziąć się w garść. Koniec z podjadaniem słodkości. Może kupię sobie herbatniki? Chyba też nie są specjalnie kaloryczne. Zobaczę jeszcze tabelkę.

Jutro planuję upiec ciasto 3bit. Wiem, sama siebie wkopuję, ale chcę sprawdzić jak smakuje i brat mnie męczy. Zjem kawałek i na tym się skończy. Mam nadzieję.

A na niedzielę ambitnie - chyba się skuszę na dietę jabłkowo-ryżową. Wygląda zachęcająco, a mama będzie w pracy. Gorzej będzie z ukryciem obiadu, bo w niedzielę zawsze jest mięso, ziemianki, surówka... Coś wymyślę. Najwyżej wyrzucę, co mnie nie cieszy. Ale raz chyba mogę, prawda? 
Będzie dobrze. Mam wagę (lans ^^), więc odmierzę sobie dokładnie porcje. I będzie super, bo nawet jeśli nie schudłam teraz, to przynajmniej wtedy coś zrzucę. Nawet jeśli to będzie tylko woda. Od czegoś trzeba zacząć!

Dobra, wraca do mnie pozytywna energia. Wiem, że już się rozpisałam, jak zwykle, ale muszę Wam jej trochę przekazać!

Minął tydzień, a ja wciąż mam zapał do diety. Nie chcę tego rzucać i o dziwo nie zawalam tak bardzo jak bym mogła! I wiecie co? Będzie jeszcze lepiej! Gdy tylko pokonam mój głód słodyczowy, wszystko będzie super pięknie! W końcu to tylko kwestia psychiki. Możemy wiele, tylko trzeba spróbować. Po raz kolejny powtarzam - nie ma rzeczy niemożliwych! Musimy chcieć i się nie poddawać. Najgorsze są początki. Ale i je można przeżyć. Nawet jeśli popełnia się błąd, nie można się poddać. W końcu on niczego nie przekreśla! Uczymy się na błędach!

Nie przeciągam już więcej. Idę się uczyć angielskiego. Chyba dopiero jutro skomentuję Wasze notki, ale już wszystkie przeczytałam. Po prostu nad komentarzami muszę pomyśleć.
Całuski :**********

O właśnie sobie przypomniałam co zepsuło mój humor! Pani z polskiego przyłapała mnie na pisaniu smsa na lekcji i zapytała. Dostałam 3+, bo pytała z tematów, które były miesiąc temu. Gdyby skupiła się na aktualnych, byłaby 4. Ale chyba i tak mnie lubi, więc zapominam o tym i jest dobrze ;) 
XOXO






KAŻDY MA MARZENIA, LECZ NIE KAŻDY JE SPEŁNIA.
MY NIE BĘDZIEMY TAKIE.
SPRAWIMY, ŻE SNY PRZESTANĄ BYĆ SNAMI. 
BĘDĄ RZECZYWISTOŚCIĄ. 
BĘDZIEMY CHUDE!!!

środa, 7 listopada 2012

Siedem

Bonżur dziewczyny :D
Zawsze gdy wchodzę na tego bloga, czuję niesamowity przypływ pozytywnej energii, motywacji itd. Choć dzień w sumie był nienajlepszy, to dzięki Waszym komentarzom, za które strasznie dziękuję, teraz jest mi super!

Na początek jak zawsze bilansik:
śniadanie: bułka z serkiem topionym light
obiad: lazania
dodatkowo: 6 delicji, 4 ciastka, 2 białe michałki, szklanka soku
Czyli ogólnie źle. Gdy przyszłam ze szkoły zjadłam obiad i nie zamierzałam nic więcej brać do ust. Ale włączyłam TV i jak zwykle zaczęłam szukać czegoś do przekąszenia. Po 4 ciastkach uznałam, że i tak już jest źle, więc pieprze to - i zjadłam delicje i michałki. Później zwymiotowałam ;/
Wstyd mi. Bo w końcu tak łatwo było tego uniknąć. Kalorii nawet nie liczę.
Wypiłam jednak butelkę wody, kilka szklanek herbat... może nie będzie najgorzej.

Znacie coś słodkiego czym można zastąpić słodycze (poza owocami)? Ewentualnie słodycze małokaloryczne? Coś czym można pokonać głód słodkości?

Pozytywy tego dnia:
- rodzice kupili wagę kuchenną. Co prawda taką zwykłą za 17 zł w TESCO, ale zawsze coś prawda? W końcu będę mogła zważyć swoje jedzenie, choć pewnie nie każdy posiłek, bo się czegoś domyślą.
- w końcu sprawdziany za mną i chyba nie najgorzej mi poszło, choć zobaczymy
- wytrzymałam od 9.50 do 16.20 w szkole na jednej bułce i nie byłam głodna! choć zawsze w szkole myślałam już tylko o obiedzie, tym razem czułam, że wcale nie muszę go jeść!

Minusy:
- zawaliłam
- też zaczynają mnie irytować ludzie; irytują mnie ich banalne żarty, przekomarzania się, błahe problemy... chociaż może tutaj chodzi tylko o zaledwie kilka osób? nie wiem, staram się tym nie dołować.
- ... ? Nie będę wymyślać na siłę :D

Co tu Wam jeszcze napisać... O już wiem! Gdy wracałam do szkoły i irracjonalnie gdy wymiotowałam, poczułam się silniejsza. To mój czwarty blog i czwarta próba samodzielnego schudnięcia (byłam jeszcze na Dukanie, ale to z mamą, gdzie kontrolowała mnie i dbała i wg). Ale po raz pierwszy czuję, że naprawdę mam szanse osiągnąć cel. Nie boję się tak bardzo, że wpadnę w anoreksję, czy coś w tym stylu. I wierzę w to, że może mi się udać. Wcześniej nie podchodziłam do tego tak poważnie. A teraz... Czuję, że jeśli tylko się nie poddam będę szczupła. W końcu ćwiczę, a z jedzeniem powoli walczę. Pewnie, są chwile zwątpienia, jednak trwają one sekundę. UDA MI SIĘ!!! I WAM TEŻ :*

Wczoraj wieczorem dostałam strasznego kopa. Zaczęłam się uczyć tych krain geograficznych... i wciągnęło mnie! Nie chciałam iść spać żeby nauczyć się tego perfekcyjnie i żałowałam, że tak późno się za to zabrałam! Co się ze mną dzieje?! Czułam się przy tym naprawdę genialnie!

O jeszcze jedno - od następnej notki (czyli pewnie jutra) zacznę odpisywać na Wasze komentarze w notkach, bo tak chyba jest najłatwiej :)

Chyba coś jeszcze chciałam napisać... Ale  nie pamiętam co. Najwyżej dopiszę później.


XOXO






zakochałam się w tym^^

MOŻEMY UPADAĆ, JEŚLI SIĘ PODNOSIMY.
MOŻEMY SŁABNĄĆ, JEŚLI SIŁY ODZYSKAMY.
NIE MA RZECZY NIEMOŻLIWYCH.
TO KIM JESTEM, JAKA JESTEM ZALEŻY TYLKO ODE MNIE.
NIE OBNIŻAMY SOBIE POPRZECZKI.
DĄŻYMY DO PERFEKCJI.
prawda The Bigger One? :)

wtorek, 6 listopada 2012

Sześć

Dzień dobry, dobry wieczór :*
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze. To z nich głównie czerpię siłę, od Was. Pewnie gdyby nie ten blog poddałabym się już pierwszego dnia. Dziękuję <3

Chcę coś sprostować.
Wczoraj nie chodziło mi o to, że chcę być jak anorektyczka, czy podziwiam je. Po prostu czasami gdy patrzę na swoje ciało myślę "w sumie nie jesteś aż takim grubasem, bardziej nie schudniesz, po co się męczyć, nie dasz rady" - oczywiście w te lepsze dni, bo tak naprawdę nie ociekam tłuszczem, zwyczajnie nie jestem zadowolona ze swojego ciała, mam trochę za dużo tłuszczyku w kilku miejscach, ale wyglądam w miarę przeciętnie. Wtedy jednak myślę właśnie o anorektyczkach. One tracą na wadze chociaż są chudsze ode mnie. Więc dlaczego mi miałoby się nie udać schudnąć skoro ja w przeciwieństwie do nich mam z czego? Wiadomo, nie takim kosztem jak one, ale przecież są zdrowsze metody. Można być szczuplejszym jeśli tylko się chce.
Nie wiem czy wyjaśniłam Wam o co mi chodzi, trudno mi to opisać. Najważniejsze - nie martwcie się, nie chcę zostać anorektyczką :)

Dzisiaj dzień chyba udany. Jakoś dałam sobie radę ze sprawdzianami, a co do jedzenia... Same oceńcie:
śniadanie - kanapka z 2 malutkimi plastrami pomidora (takimi z samego początku) - 155 kcal
obiad - ryż z gulaszem, czy czymś w tym stylu + 2 ogórki - 300-400 kcal (?) nie mam pojęcia 
podwieczorek - jabłko, szklanka soku, 2 kostki czekolady - 60 kcal + 130 kcal + 100 kcal 
Łącznie: 745-845 kcal 
W sumie wszystko dzisiaj jest na oko, ale na 99% zmieściłam się poniżej 1000 kcal. To dobrze, nawet bardzo dobrze.

Najważniejsza rzecz, którą chcę Wam się dzisiaj pochwalić:
Nie zjadłam całego obiadu, na dodatek jako ostatnia przestałam jeść. A zawsze zjadałam wszystko i chciałam więcej + byłam pierwsza! Jak dla mnie to ogromny sukces i strasznie się cieszę, bo jeszcze nigdy chyba mi się to nie udało. 
I choć sama otworzyłam czekoladę, to udało mi się powstrzymać! Zazwyczaj zjadałam połowę, jeśli nie całą, a dzisiaj sama z siebie zatrzymałam się na 2 kostkach. Kolejny, jak dla mnie chyba jeszcze większy sukces. I oparłam się ciasteczkom, które leżały na stole!

Ale mimo tych sukcesów czułam, że zjadłam za dużo. Byłam pełna. Z jednej strony mnie to cieszy, bo w końcu gdy patrzę na to trzeźwo wcale tyle tego nie było, ale żałuję, bo jednak mogłam troszkę mniej.

Ćwiczyłam dzisiaj jeszcze. Skalpel Ewci. Zamknęłam się w salonie, a jako że brat i rodzice byli w domu dowiedzieli się, że ćwiczę. Jakoś przeżyłam śmiech P. I chyba nawet cieszę się, że to odkryli. Gdybym miała za każdym razem czaić się żeby mnie nie widzieli, to pewnie za dużo bym nie poćwiczyła. Plus działało to na mnie strasznie demotywująco. A teraz będę sobie ćwiczyć i pokażę im że wytrwam!

Strasznie ciągnie mnie żeby wejść na wagę i sprawdzić, czy są już jakieś efekty. Choć troszkę też się tego boję to jestem dobrej myśli. W sumie teraz chcę tylko jednego - żeby dni mijały jak najszybciej, żebym chudła i inni to widzieli.

Dzisiaj w szkole miałam pierwszy raz moment zwątpienia. Chciałam rzucić dietę z myślą, że po cholerę mi to, iść do sklepiku, kupić coś dobrego. Ale nie poddałam się! Stwierdziłam, że nie mogę się poddać. W końcu to tylko jedzenie. Bez tego "można żyć". Lepiej raz na zawsze pozbyć się tłuszczu, poczuć się pewną siebie, pokochać swoje ciało, niż znów się poddać dla kilku sekund przyjemności! 

Coś jeszcze chciałam napisać, ale już nie pamiętam co :) Miała być krótsza notka i cóż... za dużo chcę Wam powiedzieć, no! Zmykam skomentować Wasze notki, bo już wszystkie przeczytałam.
XOXO

PS: właśnie się dowiedziałam, że mój brat ograniczył jedzenie, chce trochę schudnąć; nie będzie mnie więc kusił dobrym jedzeniem, mam przynajmniej taką nadzieję! :)






może nie do końca thinspiracja, ale wczoraj przez przypadek znalazłam i strasznie mi się spodobało to zdjęcie :D

Możemy być szczupłe.
Możemy być szczęśliwe.
Możemy osiągnąć wszystko czego pragniemy.
Możemy i będziemy!
Nie ma rzeczy niemożliwych!
Wystarczy siła, samozaparcie i trochę czasu!
NIE PODDAMY SIĘ!

poniedziałek, 5 listopada 2012

Pięć

Hejka!
Dzisiaj w sumie nie wiem jak jest...
Tak troszkę zawaliłam.
Na śniadanie zjadłam kanapkę (ciemny chleb) z pomidorem i szynką. Niestety, moja koleżanka upiekła babeczki i przyniosła jedną specjalnie dla mnie więc trudno było odmówić. A gdy przyszłam do domu (około siedemnastej) czekały na mnie dwa naleśniki, więc je zjadłam (na szczęście dżem mam nisko-słodzony, więc może nie będzie masakrycznie). Dodatkowo jeszcze był jeden biały michałek, bo nie umiałam się powstrzymać ;/

Czyli bilans:
śniadanie - 100 kcal
babeczka - 300 kcal (?)
2 naleśniki - 400 kcal
michałek - 80 kcal
łącznie: ok. 880 kcal (nie jestem pewna, bo mniej więcej zaokrąglałam)

Niby poniżej 1000, ale i tak nie jestem z siebie zadowolona. Mogłam zjeść mniej. No ale przecież wszystko przede mną. Powoli nauczę się jak odmawiać sobie jedzenia, zacznę nad sobą panować. W końcu nie ma co się załamywać na samym początku, zwłaszcza, że mogło być gorzej, prawda? Będę walczyć! :)

I muszę się pochwalić - wczoraj po obiedzie nie zjadłam już nic, choć kuszono mnie waflami ryżowymi i tostami, które robił mój brat i które było czuć w całym domu. Ale nie dałam się! Jedyne co to wyssałam sok z jednej mandarynki. Jedyny minus wczorajszego dnia jest taki, że nie zrobiłam całego programu Ewy, a jedynie 20 min. No ale trudno.

I patrzcie co znalazłam: KLIK
Wpisując różne dane obliczane jest ile można schudnąć. Oczywiście, nie należy temu wierzyć w stu procentach, ale mnie to strasznie motywuje. Wpisałam sobie, że jem 1000 kalorii i ćwiczę średnio 3-5 razy w tygodniu. Moim zdaniem całkiem realne i rozsądne. Według wyniku do lutego powinnam osiągnąć swój cel. Czyli jeszcze tylko trzy miesiące. A akurat na wiosnę byłabym idealna!
Pewnie, jeśli weźmiemy pod uwagę przyrost mięśni przez ćwiczenia, czy dni kiedy zjadam mniej lub więcej kalorii, ta tabelka się nie bardzo sprawdza, ale daje ogólną świadomość, jak dobrze może być (choć wg niej za rok miałabym ważyć 4 kilogramy...). Zamierzam chudnąć co najmniej w jej tempie jeśli nie szybciej - do grudnia wg. tabelki mam mieć 58 kilogramów, a chciałabym 57. Zobaczymy!

Coś jeszcze? Zmęczona jestem. Ale nie straciłam jeszcze zapału do diety, więc jest dobrze! Damy sobie radę. W końcu to tylko tłuszcz!

Wiecie co mnie motywuje? Myśl o anorektyczkach. Nie chcę być jedną z nich, ale przecież one też były normalnymi dziewczynami. I skoro potrafiły zrzucić aż tyle, to dlaczego ja miałabym nie móc zrzucić zaledwie 12 kilogramów? Człowiek to człowiek. Uda się, tylko nie mogę się poddać. Muszę mieć siłę. Muszę walczyć.

Dobra, idę wziąć prysznic i do nauki. Szkoła mnie dobija, wchłania część pozytywnej energii. Dzisiaj miałam sprawdzian z historii i z fizyki. Nie powiem żeby mi dobrze poszły. A jutro podstawy przedsiębiorczości i kartkówka z biologii, z której mam najstraszniejszą nauczycielkę na świecie i wszyscy myślą "byleby mieć 2", bo wyższa ocena to cud. A na środę ponad 130 krain geograficznych Europy - znać nazwy i wskazać na mapie. Zabiję się po prostu -.-

A i dostałam okresu. Dobrze, bo martwiłam się, że coś ze mną nie tak - od 2 miesięcy nie miałam. Powiedzcie mi tylko jak on wpływa na wagę? Bo zaczęłam się w tym gubić...

Dobrze, że mam Was wiecie? Cały dzień trzymam się myśli, że wejdę tutaj i coś napiszę. Dosyć szybko się uzależniłam.


BĘDZIEMY CHUDE!
WSZYSTKO JEST MOŻLIWE!
SKORO INNI MOGĄ TO MY TEŻ!
BĘDZIEMY CHUDE!

niedziela, 4 listopada 2012

Cztery

Dzień dobry, moje Chudzinki!
Uznałam, że warto odezwać się też w ciągu dnia, a nie tylko w nocy. Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze, bo ja nie narzekam ;D Jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Nie przytyłam, a nawet schudłam po wczoraj! Szkoda, że wiązało się to z dosyć nieprzyjemną rzeczą, ale trudno. To już przeszłość. Liczy się, że nie wpłynęło to na mnie źle.

Rano zrobiłam pasek postępu, który możecie zobaczyć pod notką. Oby ta dziewczyna biegła jak najszybciej! Jeśli chcecie też coś takiego zrobić tutaj macie link -> KLIK 
Musicie wybrać "weight loss", a później powinnyście się zorientować jak to działa. Jeśli nie możecie napisać pod notką, postaram się pomóc.
Moim zdaniem użyteczna rzecz. Wyraźniej widać postępy i ile brakuje do osiągnięcia celu :)

Co jeszcze?
Cóż, na dzisiaj chyba skończyłam już jeść. W moim żołądku znalazł się obiad (mięso, kluski śląskie i surówka z czerwonej kapusty) oraz dwa lub trzy ciasteczka, które wczoraj zrobiłam. Mam nadzieję, że nic więcej już nie zjem. Może napiję się soku, bo mam na niego straszną ochotę, ale maksymalnie kubek. I jeśli tata pojedzie po mleko to upiekę ciasto, więc pewnie trochę spróbuję. Ale tylko troszkę! Obym wytrwała!

Wczoraj, a właściwie dzisiaj w nocy do 2 czytałam na temat Ewy Chodakowskiej. Szkoda, że żadna z Was z nią nie trenowała. Z tego co znalazłam efekty są i jedyne co zarzuca się instruktorce to, że jest trochę sztywna i dla niektórych nudna. Ale ja póki co nie zamierzam jej zostawiać, bo niejedna osoba potwierdziła, że te ćwiczenia mają sens. Oto moim zdaniem najlepszy dowód ↑
Co prawda bardziej przypominam lipiec niż czerwiec, więc może za miesiąc lub dwa będę już wyglądać tak świetnie  jak na ostatnim zdjęciu? Co ja mówię - może? Uda mi się na pewno! Trzeba w siebie wierzyć. Jak na razie się nie poddaję!
Chciałam jeszcze znaleźć jakieś dodatkowe ćwiczenia, ale nie wiem czy warto. Zbyt duża ilość pracy nie działa zachęcająco, a 40 min to nie tak mało. Chyba, że Wy mi coś zasugerujecie? Co ćwiczycie?

Szkoda, że zbliża się zima. Chcę już wiosnę. Choć nigdy nie biegałam (dobra, raz czy dwa się zmusiłam) to wczoraj uznałam, że mogłabym zacząć. Nie dość, że świetnie wpływa to na wygląd, to jeszcze pokazałabym dziewczynom w klasie jak można biegać i byłaby może nawet 6 z wfu (mój nauczyciel ma obsesję na punkcie biegania). Ale jest zbyt zimno i w taką pogodę na pewno nie wyjdę na jogging. Przydałaby mi się bieżnia. Za chwilę poszukam siłowni w pobliżu, może się zapiszę.

O właśnie! Prawie zapomniałam. Postanowienia:
Przez ten tydzień nie wejdę ani razu na wagę! Zrobię to w następną niedzielę. I wtedy zobaczę liczbę 59 lub maksymalnie 60! Wiem, że ponad 2.5 kilograma w tydzień to dużo, ale dam radę. Zwłaszcza, że moją normalną wagą było 58 kg, a nie 60coś. To wszystko wina tego, że pozwalałam sobie na jedzenie z myślą, że "jutro przejdę na dietę". Cóż, przejście na tą dietę zajęło mi dwa miesiące. A teraz, skoro już na niej jestem, na początek muszę wrócić do normy. Później będę chudnąć naprawdę. Ma mi to zająć tydzień, bo wiem, że cholernie trudno będzie zejść poniżej 58, a w końcu obiecałam Wam i sobie, że 1 grudnia będzie poniżej 58.
I wiecie co? Uda mi się. Na pewno. Wam też się uda!

Kolejna rzecz, pomocy moje Kochane!
Jutro idę do szkoły, a zaraz po szkole na zajęcia plastyczne. Wrócę do domu około siedemnastej-osiemnastej.
I po pierwsze: na moim miejscu zjadłybyście normalne śniadanie (kanapka z ciemnego pieczywa z nie wiem czym), jabłko, czy w ogóle nic?
Po drugie: gdy wrócę do domu będą na mnie czekać dwa lub trzy naleśniki. Mama idzie do pracy, ale powiedziała, że mi zostawi. Gdybym chciała się wykręcić, że nie chcę to domyśliłaby się, że znów zaczynam się odchudzać, więc to nie wchodzi w grę. Myślicie, że są one bardzo kaloryczne i lepiej wyrzucić, czy jednak zjeść? Postaram się znaleźć coś małokalorycznego do nadzienia, ale nie wiem czy mi się uda... (pewnie będzie do nich bita śmietana i dżem ;/)
Wiem, że to głupie pytania, ale lepiej się poczuję, gdy będę znać Wasze zdanie na ten temat.

Wczoraj zauważyłam jak długie notki piszę. No ale chcę Wam przekazać jak najwięcej pozytywnej energii, bo widzę, że niektórym jest ona naprawdę potrzebna. Poza tym wiem jak na mnie działały pozytywne posty, a ja jak na razie mam nastrój bardzo pozytywny. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza? :*
XOXO

















WKRÓTCE TO NASZE ZDJĘCIA BĘDĄ THINSPIRACJĄ DLA INNYCH!!!

sobota, 3 listopada 2012

Trzy

Euforia mnie nie opuszcza! Jest super, super, super!
Zacznę od najważniejszego:
Gdy czytam Wasze komentarze, cholernie poprawia mi się humor. Wasze wsparcie jest strasznie ważne. Mobilizuje mnie. Chcę częściej móc pisać takie posty jak wczoraj, żeby móc czytać Wasze pochwały! Nakręcacie mnie! Jesteście cudowne :***

Dzisiaj niestety nie mogę się pochwalić dobrym bilansem. Był beznadziejny, więc nawet nie liczyłam kalorii. Przez to wszystko znów zwymiotowałam. Wiem, jestem okropna. Przepraszam. Muszę przestać. Muszę nauczyć się nad sobą panować.
Wiecie co mnie gubi? Moja mama. Gdy jest w pracy, potrafię cały dzień nic nie jeść. Na obiad są wtedy zazwyczaj zupy, więc tacie mówię, że sobie później odgrzeję. On zazwyczaj gdzieś wychodzi i nawet nie wie, że nie jem. A gdy jest mama... Nie dość, że robi obiady, od których ciężko się wymigać, to na dodatek kuszą i to strasznie. Na dodatek często robi różne inne rzeczy, jak np. dzisiaj śniadanie, które muszę zjeść, bo nie lubię wyrzucać jedzenia. Agh! Strasznie mnie to irytuje. A później wymiotuję. I dupa.

Ale mam też dobrą wiadomość - znów ćwiczyłam! Kolejne 40 minut z Ewą Chodakowską. Wydaje się mało, ale gdy ćwiczę pot leje się ze mnie strumieniami. Naprawdę kobieta daje popalić. No i z tego co widziałam naprawdę daje to jakieś efekty! Nie pozwólcie mi się poddać!

Poza tym, co jeszcze? Dokończyłam sprzątanie w pokoju. Wszystkim mówię, że już na święta, bo tak bardzo chcę żeby już one nadeszły. Mają mnie za wariatkę, ale co tam! Chcę święta!
Została mi jeszcze szafa. Jakoś nie umiałam się za nią zabrać, bo jest ona na półpiętrze. Mam taki mały pokój, że się w nim nie mieści, więc schowane tam są ubrania, w których rzadziej chodzę. Ale i tak trzeba je uporządkować. Może jutro to zrobię. Albo w następnym tygodniu.
I upiekłam kolejne ciasteczka. Tym razem zjadłam ich mniej niż wczoraj. Były z cynamonem, więc kolejna rzecz, która przypomniała mi o świętach. Jedyne czego się obawiam, to jedzenia. Przecież w Boże Narodzenie zawsze się tyle je... No ale damy radę. Z Wami mogę wszystko!

Teraz idę sobie zaparzyć herbatę i zabieram się za naukę historii. Tak bardzo mi się nie chce! No, ale trudno.

Na koniec chciałam przeprosić, że nie zawsze komentuję Wasze posty. Czytam je wszystkie, ale gdy nie wiem co napisać, wolę sobie odpuścić, niż wysyłać puste słowa. Jestem jednak z Wami całym sercem!

XOXO





DAMY RADĘ!!!
WSZYSTKIE BĘDZIEMY CHUDE!!!
NIE MA RZECZY NIEMOŻLIWYCH!!!